Liga Mistrzów | 2015-04-01 00:16:01 | Nadesłał: Sylwia Kuś-Vega | Źrodlo: inf. własna
Tegoroczny turniej Final Four Ligi Mistrzów na długo zapisze się w pamięci niezwykle efektywnego w ostatnią sobotę i niedzielę w berlińskiej hali, Wilfredo Leona. Utalentowany Kubańczyk uznany został najbardziej wartościowym graczem, sięgając ponadto z Zenitem Kazań po złoty medal całych rozgrywek. - To, co robię w polu gry, to nic innego, jak wypełnianie moich obowiązków. To moja praca - naprawdę, nic wyjątkowego - mówi Wilfredo León.
Na szyi Wilfredo Leona, kubańskiego siatkarza Zenitu Kazań, zawisł w niedzielę złoty medal Ligi Mistrzów. W hali w Berlinie, Rosjanie rozegrali dwa dobre mecze - w pierwszym z nich mierząc się z miejscową ekipą. Mimo, że zdecydowanym faworytem tej konfrontacji był zespół Leona, podopieczni Marka Lebedewa zaprezentowali się z niezwykle walecznej strony. W ostatecznym rozrachunku, gracze z Berlina ugrali jednego seta, zostawiając po sobie dobre wrażenie. - Był to dosyć trudny mecz, jednak udało nam się przeciwstawić wszystkim trudnościom, a zatem nie tylko rywalowi, ale i miejscowym kibicom. Dzielnie wspierali oni graczy z Berlina - wyjaśnia Wilfredo León. To całkiem normalne, że własna publiczność zawsze pomaga gospodarzom. Byliśmy na to przygotowani. Także i my, grając u siebie, czujemy wielki doping naszych fanów. Opuściliśmy pole gry zwycięscy, dzięki temu, że cały czas utrzymywaliśmy koncentrację na wysokim poziomie. Myślę, że to właśnie było kluczem do sukcesu.
Swój wkład w triumf Kazania miał także jeden z liderów reprezentacji Stanów Zjednoczonych - Matt Anderson, który pod koniec października ogłosił swoją decyzję o zawieszeniu sportowej kariery. Powrót na siatkarskie parkiety okazał się bardzo dobrą decyzją - wspólnie z kolegami mógł cieszyć się z najcenniejszego trofeum Ligi Mistrzów, które z pewnością zmotywuje go do jeszcze cięższych treningów. - Matt to dla nas wielkie wsparcie. Wszyscy musimy sobie wzajemnie pomagać, wszyscy musimy stanowić na parkiecie jedność - komentuje Wilfredo León. - Ja również wracam do zespołu po przerwie, próbując na nowo dawać z siebie wszystko. Wiem, że ta drużyna potrzebuje mnie tak samo mocno, jak i ja potrzebuję tej drużyny. To, co robię w polu gry, to nic innego, jak wypełnianie moich obowiązków. To moja praca - naprawdę, nic wyjątkowego - dodaje skromnie MVP turnieju Final Four.
W finale berlińskich rozgrywek Zenit Kazań zmierzył się z dowodzoną przez trenera Andrzeja Kowala, Asseco Resovią Rzeszów. Prawo do gry o złoto rzeszowianie wywalczyli pokonując dzień wcześniej aktualnych Mistrzów Polski, Skrę Bełchatów. Kto był faworytem Leona w tym polskim pojedynku? Której z ekip dawał większe szansę na awans, a co za tym idzie - kogo bardziej obawiał się w ostatnim spotkaniu turnieju? - Nie jesteśmy zespołem, który kogokolwiek się boi - zapewnia Kubańczyk. - Oczywiście, nie zmienia to faktu, że obie wspomniane drużyny, a zatem i Resovia, i Skra, to potężne zespoły - na daną chwilę najsilniejsze ekipy w Polsce. Znałem dobrze zespół rzeszowian, wiedziałem także jacy zawodnicy występują w składzie Skry Bełchatów. Przed półfinałem Skry z Resovią, dawałem każdemu z tych zespołów 50 procent szans do finału. Tak naprawdę, każdy mógł w tamtym polsko-polskim starciu wygrać.
W zwycięskim dla rosyjskiej drużyny finale, Wilfredo León zapisał 18 punktów, z czego 12 atakiem i 6 skutecznymi zagrywkami, prezentując tym samym świetną formę. Dobrą dyspozycję w polu gry León potwierdzał nawet w przegranym rewanżu z Halbankiem. To właśnie do tego zawodnika należał najlepszy dorobek punktowy wśród graczy rosyjskiej drużyny. Jak zauważa León, wyeliminowanie Halbanku było niezwykle ważnym punktem na drodze do złota tegorocznej Ligi Mistrzów. - Trzeba przyznać, że ekipa Halbanku wykonała w tym roku bardzo dobrą pracę. Na słowa uznania zawodnicy z Ankary zasłużyli sobie zwłaszcza w kontekście ostatniego meczu z nami, którego to byli gospodarzem (podopieczni trenera Lorenzo Bernardiego wygrali z Zenitem Kazań stosunkiem 3:2 - przypis red). Czasem się coś nie udaje, dlatego zawsze najważniejsze jest brnąć dalej, nie spuszczając głowy. Koniec końców przynosi to zawsze efekt - twierdzi tegoroczny złoty medalista Ligi Mistrzów.
* Rozmawiała Sylwia Kuś - przegladligowy.com
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się
Nie pamiętasz hasła? Nowe hasło
Chcesz być powiadomiany/a o nowościach? Zapisz się do Newslettera.