I Liga Mężczyzn | 2022-05-03 23:33:58 | Nadesłał: Anna Jabłczyk | Źrodlo: inf. wlasna
Zespół z Bielska-Białej przed licznie zgromadzoną publicznością w hali Pod Dębowcem zmierzył się z ekipą MKS-u Będzin. Zarówno po pierwszej jak, i drugiej partii, uśmiech gościł na twarzach gości. Pomimo to, podopieczni trenera Brokkinga, zdołali odrobić straty, doprowadzając do tie-breaka. Tam po zaciętej walce, z końcowego sukcesu cieszyli się siatkarze miejscowej ekipy. - My jesteśmy cały czas drużyną. Szczególnie w tej ważnej fazie sezonu jakim są play-offy, potrzebujemy wszystkich naszych graczy plus cały sztab - przyznał po spotkaniu, rozgrywający zwycięskiej ekipy - Jarosław Macionczyk.
Pierwszy mecz finałowy o awans do PlusLigi, to prawdziwy rollercoaster emocji. Czy przy prowadzeniu 0:2 przez zespół z Będzina była wiara w bialskiej ekipie, że można odwrócić losy tego spotkania?
Jarosław Macionczyk: - Było w nas na pewno sporo wiary. Półfinałowe starcia z Bydgoszczą pokazały nam, że jak jedna z drużyn wygrywa dwoma setami, to jeszcze nic się nie skończyło. Czasami tak jest w tym sporcie, że gramy mecz do połowy, po czym już w głowach wydaje nam się, że go wygraliśmy. Tak było z Bydgoszczą, gdzie po dwóch setach nasi rywale odrobili straty i dopiero tie-break rozstrzygnął losy spotkania. Teraz, to nas, jako zespół, dotknęła taka sytuacja, zarówno fizycznie, psychicznie, jak i wynikowo było trudno. Przegrywaliśmy dwoma setami, po - jak sądzę - naszej przeciętnej grze. Przy tej okazji trzeba docenić Będzin, grali rewelacyjnie. Szczególnie w zagrywce. Tym bardziej cieszymy się z tej wygranej, bo tutaj w play-offach nie przyznaje się już punktów za zwycięstwo. Najważniejsze jest, kto ma trójkę z przodu. Tutaj nie ma znaczenia czy wygramy kolejne spotkania 3:0 czy 3:2. Tutaj zwycięstwa liczą się tak samo.
Tak jak mówisz, każde zwycięstwo waży tyle samo, nieistotne po ilu setach. Pomimo tego, zespół musiał wykonać sporą pracę mentalną i fizyczną, aby w tym starciu osiągnąć końcowy sukces.
- Myślę, że systematycznie odbudowaliśmy się punkt po punkcie. Przed rozpoczęciem trzeciego seta powiedzieliśmy sobie, że spróbujemy wygrać tę partię. A potem zrobimy kolejny krok i następny. Jak już doprowadziliśmy do tie-breaka, to tam też przy zmianie stron traciliśmy dwa punkty, było chyba 6:8. Wtedy także było dla nas gorąco, jednak to, co jest bardzo ważne dla drużyny, to kwestia, że potrafiliśmy wyciągnąć się z takiej sytuacji do wygranej w całym meczu.
Kibice licznie zebrali się w hali Pod Dębowcem, żeby śledzić tę finałową rywalizację. Co to znaczyło dla Was jako zespołu?
- Takie zwycięstwo smakuje szczególnie wyjątkowo, przy takiej fantastycznej publiczności. Tutaj czapki z głów, zarówno dla naszych kibiców, jak i kibiców przybyłych z Będzina, ponieważ przyjechała ich liczna grupa. To właśnie pokazuje, że tutaj w Bielsku warto stawiać na siatkówkę. Ten mecz pokazał ile osób może pojawić się na finałowym starciu o awans, nie mówiąc już o tym ile może przyjść na plusligowe spotkania. Dodajmy, że był to środek majówki. Pomimo wszystko hala była zapełniona. Muszę przyznać, że bardzo nas to ucieszyło. Chciałbym, aby taka sytuacja powtórzyła się w trzecim niedzielnym spotkaniu, rozgrywanym tutaj w Bielsku.
W tie-breaku, wśród kibiców, zapanowała totalna euforia. Zaczęli wstawać ze swoich miejsc, aby Wam kibicować. Ten ostatni set pod wieloma względami można określić jako kwintesencję siatkówki. Czy podobnie wygladało to z perspektywy boiska?
- Bardzo podobna atmosfera panowała w czasie naszego pierwszego spotkania półfinałowego z Bydgoszczą. To, co różniło te dwa mecze, z perspektywy parkietu to fakt, że to my straciliśmy prowadzenie. I wygrana padła dopiero po ostatniej piłce w piątym secie. Tutaj było bardzo podobnie w tym tie-breaku. Na pewno w tym wszystkim pomogli nam kibice. Wiadomo, czasami w takich końcówkach spotkania, gra się na emocjach, na fantazji. Wtedy daje się wszystko z serducha, żeby tylko zdobyć te kolejne punkty i wygrać cały mecz.
Po twarzach zawodników było widać, szczególnie w końcówce piątego seta, niesamowitą determinację.
- Sądzę, że dzisiaj cały ten mecz wygraliśmy trzema punktami. Nie da się tego ukryć. Na parkiecie spotkały się dwa mocne zespoły i o te małe punkty z piątego seta jesteśmy lepsi. A w perspektywie wygrywamy w play-offach 1:0. Wrócę tutaj do spotkań z Bydgoszczą. Tam było podobnie, też kilka małych punktów zadecydowało o tym, że to my teraz gramy w finale, a nie oni. W takim momencie rozgrywek nieważne, do ilu dany set jest wygrany. Ważne jest to, żeby pokonać rywala.
Te kilka małych punktów dało jeden duży w postaci prowadzenia w finałowej rywalizacji, co dodatkowo daje motywację i buduje siłę mentalną drużyny. Będzie to niezwykle potrzebne w perspektywie kolejnych spotkań. Kalendarz jest zaplanowany dosyć gęsto. Już w piątek gracie w Będzinie, po czym rywalizacja wraca do Bielska.
- Ten piątkowy mecz jest dopiero za cztery dni, co daje nam czas na przygotowanie się do niego. Jednak następny mecz gramy już w niedzielę. My jako zawodnicy też jesteśmy ludźmi i czuję, że te spotkania mogą być na wyniszczenie. Teraz w poniedziałek zagraliśmy pięć setów, załóżmy, że w piątek taka sytuacja się powtórzy, a potem w niedzielę znowu gramy u siebie. I okazuje się, że w ciągu sześciu dni gramy trzy mecze. Dodam, najważniejsze dla nas mecze sezonu, kiedy powinno się być najbardziej wypoczętym. Jeśli ta cała rywalizacja skończyłaby się w tydzień to będzie super, ale tutaj grają dwa zespoły bardzo wyrównane, więc może być rożnie. Teraz dla nas najistotniejsza będzie regeneracja i jedziemy z tym play-offami dalej.
Co z perspektywy boiska było głównym czynnikiem, który zadecydował o zwycięstwie?
- Tak na świeżo wydaje mi się, że od trzeciego seta poprawiliśmy swoją skuteczność w polu serwisowym. Poza tym dołożyliśmy mniejszą ilość błędów po naszej stronie. Na pewno w piątym secie zaważyło serducho do gry. Niektórzy eksperci mówią, że daliśmy sporo z wątroby. Od zmiany stron w tie-breaku, to my dyktowaliśmy warunki na parkiecie, co dało nam końcowy sukces. W sumie cały ten mecz można opisać jak ten tie-break. Połowa była pod dyktando Będzina, druga część pod nasze dyktando.
Przy występie dwóch tak wyrównanych drużyn, jedna piłka, jedna akcja może odmienić oblicze meczu. I tak było właśnie w tym starciu. Widać było zaangażowanie po jednej i po drugiej stronie siatki.
- Była chemia między zawodnikami każdej drużyny, ale też przez siatkę. Nie ma się co oszukiwać, to są mecze o najwyższą stawkę w naszej lidze. Wiadomo, mamy do siebie szacunek, pomimo wszystko nie było tych spornych sytuacji aż tak wiele. Poza tym nad całością przebiegu tego spotkania czuwali sędziowie.
Nagroda dla najlepszego gracza tego spotkania trafiła do Jake'a Hanesa. Młody Amerykanin był jedną z wyróżniających się postaci w tym starciu.
- To już trzeci mecz z rzędu, gdzie Jake kończy go z nagrodą dla najlepszego gracza. Ten chłopak ma świetne warunki fizyczne i odpalił nam w odpowiednim momencie. Oby tylko utrzymał tę dyspozycję do końca sezonu, bo jak już mówiłem zostało nam trochę grania. Nagrodę dostał Jake, ale na wyróżnienie zasługuje każdy gracz tego zespołu. My jesteśmy cały czas drużyną. Szczególnie w tej ważnej fazie sezonu jakim są play-offy, potrzebujemy 14 graczy plus cały nasz sztab. Nie mamy innej opcji. Musimy być do tych play-offów dobrze przygotowani. Jak każdy z siebie dołoży tę cegiełkę, to efekt końcowy będzie taki, że coś fajnego będzie można z tego stworzyć.
Podsumowując naszą rozmowę, to serducho i zespół, okazały się być kluczem do sukcesu w tym starciu?
- Zaczęliśmy mocno technicznie to spotkanie, co niezbyt nam na początku tego meczu wychodziło. Pomimo to, po tych dwóch setach wierzyliśmy, że po trzecim i czwartym secie, możemy to starcie wygrać.
Rozmawiała: Anna Jabłczyk (przegladligowy.com)
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się
Nie pamiętasz hasła? Nowe hasło
Chcesz być powiadomiany/a o nowościach? Zapisz się do Newslettera.